Kraków ma Smoka Wawelskiego, w Tatrach śpią rycerze Krzywoustego, a dzielny Perłowic nad Morskim Okiem walczy z Królem Węży. Mamy własne bajki. Dlaczego więc Małopolska inwestuje miliony w postać z baśni braci Grimm?
Odpowiedź jest prosta – bo to się powinno opłacić. Żeby wypromować Perłowica, raczej nie wystarczy trzydziestosekundowy spot w TVN. Ze Smokiem Wawelskim byłoby nieco łatwiej, ale w tej najbardziej znanej krakowskiej legendzie nie ma zbyt wiele oryginalnych treści. Jakiegoś smoka, który pożera dziewice, aż natnie się na sprytniejszego od siebie łobuza, ma w swojej historii niemal każdy szanujący się zamek w Europie. Może więc lepsza byłaby wzruszająca legenda o Wandzie co nie chciała Niemca? To oczywiście żart, bo dziś właśnie robimy wszystko, by porządnych i hojnych Niemców do nas zaprosić na Urlaub do Krakowa, żeby była jakaś przeciwwaga dla brytyjskich kawalarzy, którzy urządzają na Rynku suto zakrapiane wieczory kawalerskie.
Kopciuszek jest do tego idealny. Z co najmniej pięciu powodów:
- Tę historię zna każde europejskie dziecko, więc wystarczy aluzja i już wiemy o co chodzi.
- Choć to baśń słynących z okrucieństwa braci Grimm, to wyjątkowo dobrze się kończy.
- Akcja dzieje się w kilku planach, co daje szansę scenarzystom i operatorom, by poszaleli.
- Polska Organizacja Turystyczna dwa lata temu promowała już Kraków na billboardach w Europie, nawiązując właśnie do… Kopciuszka.
- W opowiadaniu bajek jesteśmy zazwyczaj lepsi, niż w twardych faktach.
Spot reklamowy jest naprawdę dopracowany i choć jego produkcja kosztowała zaskakująco niewiele (jedynie ok. pół miliona złotych), to cała koncepcja jest bardzo dobrze przemyślana. Zamiast dosłownego ilustrowania znanej wszystkim bajki, mamy coś w rodzaju mrugnięcia okiem do widza. Kopciuszka widzimy już w wersji „po tuningu”, gdy Dobra Wróżka zamieniła zapracowanego kocmołucha w księżniczkę. Na bal do księcia udaje się nie karetą, ale tratwą z flisakami przez najbardziej widowiskowy fragment przełomu Dunajca. Zamek ze spotu to Pieskowa Skała koło Ojcowa. Sala balowa, na której wirują pary znajduje się w krakowskim Teatrze Słowackiego. Wreszcie finałowa scena przymierzania zgubionego pantofelka ma miejsce na krakowskim Rynku. Małopolska jest fotogeniczna, tak jak i związana rodzinnie z Krakowem (i Los Angeles) Alicja Bachleda Curuś. Można wybrzydzać, że aktorka, absolwentka prestiżowego Actors Studio Lee Strasberga, gra w spocie mało wymagającą rolę – właściwie wystarczy żeby pięknie wyglądała, ale to już jest zwykłe czepianie się. Brawo za podłożenie muzyki. Uwertura koncertowa „Bajka” Stanisława Moniuszki ma podtytuł „Opowieść zimowa” i pasuje idealnie do klimatu filmu reklamowego.
Chylę czoła także przed włodarzami miasta i sponsorami wideoklipu, za promowanie regionu, a nie tylko swojego podwórka. Rozumiem, że grały tu sporą rolę względy finansowe (pieniądze na produkcję i emisję wyłożyło nie tylko miasto, ale i Małopolska Organizacja Turystyczna i Ministerstwo Sportu i Turystyki), ale przykład udanej kooperacji może tylko cieszyć.
Pytanie tylko, do kogo adresowany jest spot i jaki ma przynieść efekt?
– Walczymy, żeby wydłużyć sezon turystyczny, rozwijać ofertę zimową i żeby Kraków był traktowany przez odwiedzających jako wrota zimowej Małopolski. – tłumaczyła wiceprezydent Krakowa Magdalena Sroka.
– Koncepcja nawiązania do opowieści o Kopciuszku wydała mi się bardzo ciekawa, tym bardziej, że Kraków jest bez wątpienia miastem „bajkowym”. Nie da się też ukryć, że każda z nas będąc dziewczynką choć przez chwilę marzyła o tym, żeby być księżniczką – powiedziała Alicja Bachleda-Curuś.
Za 250 tysięcy złotych wyemitowano spot 1300 razy w okresie świątecznym w TVN. Od nowego roku ruszy kampania międzynarodowa, na którą przeznaczono ponad milion złotych.
Oby udało się przekonać zamożnych turystów, że Małopolska jest bajkowym regionem, w którym spełniają się marzenia. Gorzej, jeśli po obejrzeniu spotu, traktowani przez krakowskich restauratorów i hotelarzy jak zło konieczne niezbyt trzeźwi kawalerowie zapełniający samoloty tanich linii, nabiorą pewności, że mamy w Małopolsce naiwne dziewczyny, które wierząc w każdą bajkę chętnie zrzucają pantofelki. Lub pozbywają się innych części garderoby, przed krzepkimi chłopakami z Leeds, czy Manchesteru.
Ale to już inna bajka.